sobota, 27 października 2012

Wspomnienie

Tak mnie naszło jesiennie.
Praca jeszcze z okresu nauki, ale miło jest powspominać :-)

  Wracając wspomnieniami do dzieciństwa, widzę to podwórko.
Pełne cudów, czarów, magicznych zakamarków. Mnóstwo drewnianych drzwi,
a za nimi czasem niedostępne dla dzieciaków pomieszczenia.
  Wielka stodoła, w której przechowywano siano – cóż za radość – skoki z belki wprost na wielką stertę, zabawa w chowanego, czasem nawet drzemka...
Słoma była piętro wyżej, trzeba było wdrapać się po drabinie i już kryjówka gotowa. Ulubione miejsce kotów.
Stodoła z tak wielką ilością łatwopalnej materii była doskonałym miejscem na zrobienie ogniska przez nieświadome zagrożenia dzieciaki, ale to akurat niechlubne wspomnienie.
Tuż obok mieściła się szopka z narzędziami, ale długo nie potrafiłam się tam dostać, bo zamykana była na kłódkę. No cóż, rodzice i dziadkowie wiedzieli z kim mają do czynienia:-).
Na ścianach budynków gospodarczych były zawieszone grabie, drabiny, motyki, kosa, sierp
i inne przydatne w owym czasie akcesoria. Teraz pozostały po większości tylko haki i gwoździe.
Oczywiście jak przystało na prawdziwe wiejskie podwórko nie zabrakło tam kurnika. To było jedno z najdziwaczniejszych miejsc. Grzędy ułożone jakby w kinie i te kury śpiące na nich w szeregu. Zawsze mnie zastanawiało jak one to robią, że nie spadają z patyków.
Za budynkami były szopki z drzewem na opał i trak, do którego nie wolno się było zbliżać, straszył wielkimi zębami piły.
  Jednym z ulubionych moich miejsc była altanka pod winogronem, pod którą spędzałam dużo czasu z dziadkiem. Naprzeciw była kuchnia polowa, w której latem urzędowała babcia. Mmmmmm, jak sobie przypomnę te zapachy dochodzące z kuchni i te wszystkie smakołyki...
Podwórko okalała siatka z licznymi bramkami i furtkami wychodzącymi na przyległe pola.
Rosły tam różne drzewa jak orzech, wiśnia, jabłoń, śliwa, jak i również krzewy porzeczki czarnej i czerwonej, maliny i wszystkie inne pyszności, po które teraz chodzę do warzywniaka.
  Na rodzinnym podwórku świat się oczywiście nie kończył, bo doskonale miałam opanowane pobliskie łąki z mleczami, stokrotkami i szczawiem, zakola rzeki z pięknymi dzikimi wierzbami i polany leśne z pasącymi się tam końmi, przepływającym strumieniem, jastrzębiami
i mnóstwem rumianków, szalotek, chabrów.
Nieopodal domu płynęła rzeka, która wtedy była tak czysta i przejrzysta jak szkło, a nad nią drewniany most na którym graliśmy w „misie-patysie”, czyli rzucaliśmy patyki do wody z jednej strony mostu, a z drugiej sprawdzaliśmy, który wypłynie pierwszy.
Zawsze znalazło się inne miejsce zabaw, inna opona zawieszona na łańcuchach na drzewie, inne drzewo do wspinania i inne ślady do tropienia.
  Wracając do mego dzieciństwa mam przed oczami nieskończony alfabet życia, które rozpoczęło się wielkim A i mam nadzieję, że skończy się również wielkim Z.

 

8 komentarzy:

  1. Ciekawe, mam podobne wspomnienia. Szkoda, że takie rzeczy niepostrzeżenie przemijają. Taka kolej rzeczy. Pozdrawiam koleżankę z klasy ;) Joseph

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem przydają się takie deszczowe jesienne wieczory by nie zapomnieć...
      Dziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam :-)

      Usuń
  2. Wspaniały tekst opatrzony świetnymi zdjęciami. Czy to Twoje dzieła Wierra? Bardzo to fajne i pomysłowe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, moje podwórko przeze mnie sfotografowane i opisane :-)

      Usuń
    2. Musisz to przekuć w biznes. To jest świetne! taki zestaw chętnie bym nabyła. w razie potrzeby zgłoszę się do Ciebie.
      B

      Usuń
    3. No to mi posłodziłaś na dobranoc :-D

      Usuń
  3. wooow, widzę, że jesteś wszechstronna zdolniacha, gratulacje:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Klaudio za miłe słowo :-)

    OdpowiedzUsuń